Zdarzy się czasem, że na dnie szuflady znajdzie się nagle swoją starą fotografię. Z pożółkłej karteczki wychyla się twarz o rysach jakby trochę wiotkich, którym przyglądamy się z pobłażliwą łaskawością. Przecież własna twarz, chociaż różna od tej teraźniejszej zmienionej latami i życiem, lecz jest w niej to samo,...
Pamiętamy obrazy Marka Żuławskiego z okresu wojennego. Był wtedy - jak poprzednio - postimpresjonistą typu polskiego, tzn. z mgiełką romantyzmu w kolorycie swoich krajobrazów i martwych natur, malowanych z delikatnością, po francusku, miękko i puszyście....
Tak kiedyś deklarował swoje credo Władysław Broniewski: ...Człowiek pieśni mojej surowcem Pieśni pełnej krwi, a nie mistyki. Twórczość Marka Żuławskiego jest pozornie malarskim wtórem słowom poety. Pozornie, bo w istocie artysta idzie dalej: człowiek jest surowcem jego twórczości,...
Nazwisko Żuławski nabrało barwy w mojej świadomości w pierwszych latach dwudziestych naszego wieku, gdy zafascynowała mnie trylogia Jerzego Żuławskiego, ojca Marka, Juliusza i pogrobowca Wawrzyńca. Ale dopiero w tym roku (1981), gdy czytałem ostatnią książkę Marka (Studium do autoportretu) z cytatami zdań jego ojca ze Starej Ziemi...
WYSTAWA ŻUŁAWSKIEGO, GOTLIBA I KOPERA
Józef Natanson


Często nie zdajemy sobie sprawy w społeczeństwie polskim na obszarze Wielkiej Brytanii, jak bardzo przyzwyczailiśmy do wojny sposób myślenia, nasze poglądy, nasza zamiłowania, nagięliśmy do odmiennych warunków istnienia. Jest to jeszcze jedna klęska wojenna - zwłaszcza jeśli mowa o artystach - klęska, przed którą muszą się oni bronić, aby nie dać się zbić z wytkniętej drogi, nie poddać się monotonii koszarowego życia, lub nudzie przypadkowych zajęć wojennych nie utracić jedynego kapitału artysty - wrażliwości na piękno i świeżości odczuć, aby potrafić po wojnie wrócić do swego prawdziwego życia i do swej pracy. Trzeba aby wszyscy Polacy na emigracji zrozumieli, jaką wartość dla życia polskiego mają artyści polscy, uratowani od tragicznego losu tych, których od trzech lat z górą gnębi i katuje w Kraju wróg, chcąc w ten sposób na zawsze i najpełniej zniszczyć duszę polskiego narodu.
Artyści polscy w Wielkiej Brytanii zrozumieli co to znaczy, że znaleźli się tutaj, zrozumieli odpowiedzialność, jaka na nich spoczywa, zrozumieli, że są wybrani przed łaskawy los. Czy to w wojsku, czy w "cywilu", w gorszych czy lepszych warunkach, niejednokrotnie mając możność pracowania nie więcej nad parę tygodni na rok - z uporem i zapałem oddają wszystko co mogą sztuce polskiej, która musi przetrwać tę wojnę nieruszona. I dziś już wiemy, że przetrwa. Gdy znalazłem się niedawno na wystawie Gotliba, Żuławskiego i Kopera, zapomniałem o długich miesiącach, kiedy to myślałem, że nigdy już nie będę miał możliwości malować, że nie potrafię ani skupić się w sali wystawowej rozmyślając o piękności rozwieszonych płócien, ani o tej piękności mówić, zwłaszcza zaś pisać. Ale zobaczyłem dużo dobrych brązów i dobrych rzeźb i... zapomniałem o wojnie, bo na tę wystawę wojna nie ma wstępu.
Nowoczesna sztuka, wrażliwa na najczulsze odcienie plastycznego świata, boi się brutalnego tematu, i niejeden artysta tzw. wojenny, gdy aktualność zwietrzeje z jego brązów, straci zupełnie na wartości, jak się to stało z wielu malarzami po pierwszej wojnie światowej. Wyjątek stanowi tu niewątpliwie Topolski, którego temperament artystyczny wspaniale godzi się z wojną. Poza tym dość odosobnionym wypadkiem, tematy wojenne bywają częstokroć wielką pomyłką artystyczną, i myślę, że nie należy ich forsować - jak się to często dzieje - w uczuciu choćby jakiegoś patriotycznego obowiązku. Dzisiaj każdy, kto maluje dobry obraz - niezależnie od jego tematu - buduje przyszłą Polskę. Żuławski, Gotlib, Koper pracują bez przerwy. Widać to po ich wystawie. Widać także i to, że żaden z nich nie zamarł w ograniczonej manierze, która tak często udaje doskonałość.
Żuławski, najbardziej może czuły i nerkowy z trzech, nie może się czasem zdobyć na wydobycie ostatecznego akordu z najpiękniej pomyślanego obrazu. Jakże go dobrze rozumiem! Przypomina mi się wieczór w Londynie, w czasie najcięższego blitzu, kiedy odprowadzał mnie do domu przez zupełnie ciemne ulice i kiedy mówiliśmy o wojnie. Nazajutrz po tym wieczorze wyjechałem z powrotem na miejsce postoju do Szkocji, i mogłem rozmyślać ile to siły woli trzeba czasem posiadać aby wymalować martwą naturę. Żuławski, jak mało kto, umie tłumaczyć na kolor i światło proste wzruszenia codziennego dnia. Dziewczyna w czarnej sukni siedzi przy stole jeszcze nakrytym... Czytaj dalej